czwartek, 2 grudnia 2010

Zimuję

Jak pięknie obudzić się rano, gdy za oknem wszystko otulone szczelnie grubą warstwą puchu. Wieczorami nie mogę sobie wyobrazić lepszego "zimowania" jak pracy przy kolejnym "projekcie" i zapalonej w pobliżu skórzanej lampki, kominka zapachowego (teraz cytryna) i dźwiękach L. Możdżera, Toiunati lub flamenco. Brakuje tylko jednej osoby.
W najbliższym czasie pojawi się relacja z gorąco-deszczowego-październikowego Maroka. Teraz jednak "po obu stronach" trwają działania, które pozwolą ostatecznie (oczywiście, nigdy nie można powiedzieć, że na stałe!) rozgościć się w mieście moich młodocianych marzeń.