poniedziałek, 22 lutego 2010

wiec wstałam o 5:15, o 6:11 mam 2 z pl. grunwaldzkiego na przystanek Hallera, tam spotykam sie z Emi, jedziemy do Auchan na Bielany i jedziemy na lotnisko Karlsruhe!! Dzię jeszcze będziemy!!!
Trzymajcie kciuki!!

niedziela, 21 lutego 2010

Reisefieber... ;/
dziś pakowanie i czekanie

czwartek, 18 lutego 2010

plany

Za 4 dni będę w Porto, o ile zdążymy na samolot w Karlsruhe. Generelanie plan jest taki, żeby z Wrocławia dojechać do Karlsruhe na samolot. Dystans ok. 800 km, stopem. Zaczynamy w poniedziałek ok. 6 rano. Próbuje załatwić również transport nas z firm spedycyjnych. Jest szansa:) Noclegi w Portugalii mamy juz załatwione (Porto, Lizbona, Sintra) w drodze powrotej z Karlsruhe jedziemy do Strasbourga następnie do Pragi, gdzie mieszka moja koleżanka. Do Polski wrócę 5 marca z Pragi.


Trasa Wrocław- Karsruhe

Wyświetl większą mapę

sobota, 13 lutego 2010

"Żadna podróż autostopem nie jest kompletna bez bycia zmuszonym do stania przez całą noc gdzieś na postoju ciężarówek, czekając na przebudzenie kierowcy albo czekając po prostu na świt, oczy pieką, nos swędzi od papierosów, kurczysz ramiona i kładziesz swoją głowę na stolik z formiki.”
Tim Brookes (ur. 1953)

poniedziałek, 8 lutego 2010

Promień słońca przekazuję tym którzy to czytają, bo sama go dostałam "przypadkowo"

"uważam że niebo to inni. Często szukając spełnienia w swoim życiu marzymy i wydaje nam się, że jest ono gdzieś poza nami. Możemy osiągać to niebo również tutaj na ziemi, poprzez służenie ludziom, bo niebo znajduje się właśnie w innych (...) a pomiędzy niebiem i piekłem jest bezsilność... jednak na bezsilność jest sposób- służenie drugiemu człowiekowi(...) Kiedy patrzę na swoje życie, myślę sobie, że nie chciałabym pozbyć się tej niepełnosprawności, bo ona jest integralną częścią mnie. To gdzie teraz jestem i co robię, jest możliwe między innymi przez moją niepełnosprawność i to, co przeżyłam " Janina Ochojska.


Dziękuję Ci Gosiu!

sobota, 6 lutego 2010

flamenco

flamenco w wykonania naszego hosta z Fezu:



pozostałe równie niesamowite w na youtube!
Czyż flamenco nie jest piękne!?

czwartek, 4 lutego 2010

Tak nasza
Świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy,
Rumiany odcień naszej stanowczości
Blaknie pokryty bladą barwą myśli,
A przedsięwzięcia rozległe i ważkie
Z przyczyny owej w nurt wpadają kręty
I gubią imię czynów"
/William Shakespeare Hamlet III,1/

środa, 3 lutego 2010

Jotunheim

Będąc w domu znalazłam mapę gór Jotunheimen. Opiszę krótko naszą trasę, która przewędrowałyśmy w tych górach.

1 dzień.
Dojazd do schroniska Gjendesheim z młodym Norwegiem parę kilometrów za Voss który jedzie do Trondheim. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej uzupełnić paliwo, odwiedzam sklep kupuję żelki na wagę. Śmiejemy się, że taki staff potrzebny będzie nam w górach:) Wspólnie ustalamy, że lepszy będzie dla nas rejon wschodniego niż zachodniego parku narodowego. Po pierwsze nasz driver często wspina się w zachodnim, gdzie pogoda była często kapryśna (bliżej morza). Po drugie, wschodnia część gór jest niższa i bardziej przystępna dla plecakowicz ok. 22? Wykupienie noclegu w chatce o najniższym standardzie (o takim często można pomarzyć w polskich górach) wychodziło ok. 40 zł, ale... wysuszyłyśmy cały sprzęt: buty, śpiwory, kurtki, namiot, ciuchy, poprałyśmy ciuszki, skorzystałyśmy z pysznego prysznica, naładowałyśmy baterie, skontaktowałyśmy się z rodzicami i... zasnęłyśmy niesamowicie szczęśliwe w świeżutkiej pościeli!

2 dzień - atak na Besseggen-

Jak wspaniale obudzić się w cieplutkiej pierzynce, wśród zapachu soczystej sosny, zobaczyć słońce wyłażące przez okno po deszczowym dniu! ok. 11:00 wypełzamy z wielkim bananem na twarzy w stronę Besseggen, mapa wskazuje czas: 6 godzin do schroniska Mamarubu. Jak już wspomniałam szlak może okazać się dość śliski po opadach deszczu przy zejściu na zachodnim Besseggen: Bandet. Pogoda: słońce, zacinający deszcz i wiatr który człowieka po chwili wysuszy. Korzystamy z darów matki natury. Po ok. 8h z wieloma przystankami docieramy do Memurubu. Tam rozbijamy namiot w krzaczkach przy "plaży" jeziora Gjende.

3 dzień - renifery

ok. 8:30 gotujemy wodę na herbatkę, jemy kanapki:), zwijamy namiot, plecaki i idziemy do schroniska Mamarubu. Kiedy Lidka siedzi w łazience, ja przypatruję się raczkującym dzieciaczkom w jadalni schroniska. Dwóch ojców rozmawia, zaś ich małe dzieci biegają na czworaka po podłodze. To schronisko jest tak niesamowicie klimatyczne! W środku ciepło, czysto, pachnie drewnianym obiciem.
Około 11 wychodzimy z schroniska. Na płaskowyżu powyżej podziwiamy spore stado reniferów! Świeci słońce, daleko nadciągają ciemniejsze chmury. Po drodze spotykamy dwie pary wędrowców. Zawsze szczere uśmiechy, krótka rozmowa: skąd? dokąd? Dodaje to siły i pozwala cieszyć się wędrówką. Godzina 16, czas na obiad! Znów korzystamy z darów natury. Wokół cisza i pustka. Szlak blisko jeziorka Russvatnet jest bardzo mokry (w zasadzie to my szukamy szlaku) krążymy po jagodzinach i wysokiej trawie, szukając suchej drogi. Skaczemy z kamienia na kamień, z kępy na kępę traw, często jedna z naszych nóg ląduje w strumieniu. Przy szerszych strumieniach pomoc trzeciej ręki jest nieodzowna. Przechodzimy przez drewniany-wiszący most. Robi to ogromne wrażenie, bo 5 metrów niżej woda spływa z hukiem po wielkich kamieniach. Tego dnia jeszcze podchodzimy po połacie śniegu, rozbijamy namiot obok jeziorka-strumienia Veo, zostawiamy plecaki w środku. Idziemy do schroniska Glitterheim (ok. 20 minut) zobaczyć wnętrze, szkoda że nie wpisałyśmy się do księgi odwiedzin :( Wracamy do namiotu znów spotykamy stado reniferów. ok. 22 godziny dzwonię do mamy, dzielę się wrażeniami z całego dnia ! Kolację zjadamy już zaszyte w śpiworach. Gorąca herbata grzeje nasze ręce,a kanapki z pasztetu zaspokajają kulinarne fantazje. Zapowiadam, że tej nocy może być wyjątkowo zimno. Pomimo dośc dobrego śpiworu, zakładam czapkę i ciepłe ciuchy. Ok. 23 zasypiamy, rozmawiając o minionym i kolejnym dniu.
Dość osobliwym zjawiskiem, dla nas, ludzi z południa, był widok rozbityh namiotów na otwartej przestrzeni, gdzie wiatr był według nas bardzo, bardzo, bardzo silny. Przez ten obszar prawie zbiegłyśmy. Natomiast Norwegowie (bo kto inny!) rozbili w takich warunkach namiot, ba! siedzili przed nim, oczywiście dość ciepło ubrani. Pełen respect! Tak to były dokładnie 2 namioty obok siebie i jeden przy strumyczki. Jedyne co mogę zrozumieć to fakt, że widok po wyjściu z namiotu był tam... bajeczny!!!

4 dzień - owce
Rzeczywiście wysoko w górach sypnęło w nocy śniegiem (nie chodzi mi tu o lodowiec :P ) W zasadzie budzą nas rozmowy ludzi przechodzących na obok szlaku. Wypełzamy z namiociku przy promieniach słońca: ok. 8:30. Nie ma nic lepszego niż przemycie oczu lodowata wodą :o Obudzi to każdego lenia! :o) Obieramy grzybki, podwójnie gotujemy, dodajemy kuskus i sos... pomidorowy. Pyszne śniadanie z pysznym widokiem. Śmiejemy się, bo obok przechodzi jeden z ludzi z namiotów ("na wygwizdowiu") z reklamówką. Chyba wygląda na bardzo zmarzniętego. Z wielką chęcią zostałabym jeszcze jeden dzień, ciesząc się wspaniałym widokiem.
Zwijamy namiot, podchodzimy chwilę tym samym szlakiem, potem szlaki rozdzielają się na Besseggen, my skręcamy na Russvassbue. Po drodze spotykamy owce. Lidka ma chęć na wełnę:P Wśród stadka jest matka, która tylko jak popatrzyła na nas odechciało nam się wełny na skarpetki :P Russvassbue to parę skansenowych drewnianych domków norweskich pasterzy. Wzgórzem podchodzimy na ok 1260 mnpm Za plecami krajobraz niby księżycowy, chyba bardziej fachowo: tundrowy. Tysiące barw, każda zachodzi na inny kolor. ok. 19 my- dopiero w połowie drogi (?) Szybkim krokiem docieramy do Bassvatnet Po drodze co chwilę szłyszymy dzwoneczki owiec. Za mostkiem dowiaduję się od parki Norwegów, że do Gjendesheim ok. 2 godzin. Przy jeziorze Bessvatnet wielu ludzi rozkoszuje się widokiem słońca, wody i gór. Wiele namiotów (miejsce bardzo bardzo wietrzne). My idziemy dalej. Od ponad 4 godzin nie robiłyśmy żadnego odpoczynku. W plecakach brak jedzenia. Zapasy mamy wyliczone co do jednego dnia. Naprawdę nie chce nam się jeść. Chcemy dotrzeć do schroniska gdzie czeka nas goracy prysznic i wielki wybór zupek chińskich i pasztetów. Słońce powoli zachodzi. Szukamy miejsca pod namiot. Już jako ostatni rozbijamy namiot nad brzegiej Gjende. Zachód słońca nad jeziorem Gjende, to jest to!

5 dzień- autostop
Ok. 10 wypełzamy z namiotu, ponieważ jest już za ... gorąco! Łazienka, śniadanie. Lidka maluje, ja opalam się na kamieniu. Wieje przyjemny wiatr, świeci słońce, jedyne co przeszkadza to pływające statki:) Takie chwile chce się zakodować w pamięci do końca życia.
Ok 15 przybywają ciemne chmury, zaczyna wiać okropny zimny wiatr, zwiewamy! Wpisujemy się do księgi gości. Idziemy drogą i łapiemy stopa:) Po drodze wyskakujemy na ogromne, potężne jagody. Udaje nam się złapać stopa z poczęstunkiem!

O Trollach w artykule Słowo "Jotun" to najwcześniejsze określenie trolla w literaturze skandynawskiej, "heim" to z nor. dom, czyli Jotunheim -dom trolla :)

Wikipedia określa "Jotunheimen" jako jeden z 9 światów zlokalizowanych pod jednym z 3 korzeni drzewa świata Yggdrasil, odznaczający się wiecznie tam panującym chłodem. Świat ten zamieszkiwany był przez wrogich bogom i ludziom gigantów (olbrzymów).