środa, 30 listopada 2011

Śnieżnej zimy mi potrzeba! Wciąż mam nadzieję.

czwartek, 17 listopada 2011

Trudno znaleźć wspólny język,gdy sprawy które miały łączyć ostatecznie drastycznie dzielą. Ludzi odgryzają się na sobie wzajemnie. Robi się bardzo nieprzyjemnie. Bardzo nieprzyjemnie. Trudno wytłumaczyć i trudno zrozumieć. Łatwo prawić sobie kazania, a trudno skupić się na własnych odczuciach i wspierać się wzajemnie ile sił w rozumie i serduchu.
Najłatwiej byłoby trzasnąć drzwiami. Tylko którymi? Uciec daleko i zasłonić uszy, oczy i usta. Zniknąć.

To mój blog i będę sobie w nim pisać co mi tylko się podoba. Przynajmniej wiem, kto mniej więcej go czyta:)
Cieszę się, że mój los kogoś jeszcze interesuje

środa, 16 listopada 2011

zbożówka z goździkami

Do okna zapukała jesień, mgły przyszły i zimno się zrobiło na zewnątrz.
Zrobiło się niespotykanie przytulnie. Miasto ładnieje. Wieża schowała głowę pod gęsta pierzyną. Większość założyła czapki. Niby smutniej, ale jaka radość, słuchać dźwięki, wychodzące spod zmarzniętych palców lub gorącego powietrza muzyków przygrywających na skwerach.
Radość się podwaja, jak pokazuje się tę ciekawą, choć niby senną stronę miasta.
Taki mały a wszystko rozumie, taki duży i się cieszy.
Kawa zbożowa z mlekiem, cynamonem i goździkami mnie nie tylko ogrzewa.




środa, 9 listopada 2011

Pierwszy pochmurny dzień od wielu suchych słonecznych dni.

środa, 2 listopada 2011

zmiany, bo idzie "wiosna"

Czas wakacji można uznać za definitywnie zamknięty. Już nie psuje mi krwi szukanie mieszkania i nie wymusza urządzania go, choć to ostatnie należy do przyjemności, ale dużo czasu pochłania. Katuję otoczenia zupą warzywną (rosołem) z różnymi przyprawami i doszłam do mistrzostwa, ale chyba należy zmienić menu. Z lenistwa przerzucę się wkrótce na pomidorową... Ale uwaga rosół musi być jedzony, wręcz jak jest wrzący. Innych sposobów nie toleruję.
Zmienić trzeba też poziom języka, bo jest koszmarny. Do dzieła.
Dobra, zmieniłam już dużo rzeczy (mieszkanie, dzielnicę, zupę). O, jo! prawie jak na wiosnę!
Bo jesień to moja wiosna, ale ta "wiosna" jest dla mnie znacznie przyjemniejsza niż miniona wiosna! Na poprawę psychiki nie muszę jeździć na polską uczelnię, a tutejsze wykłady są stokrotnie inspirujące, coraz bardziej.


Stwierdzam, że kocham moją Europę, ale również wyślę papiery na Zieloną Kartę do USA. Chyba po to, żeby pochodzić po Kanionie Colorado (a nie cyknąć fotkę i wyjeżdżać) i na chwilę pogapić się wysokościowce w NY.
Uwielbiam Europę, bo jest mała. Tak czy siak można w niej zjeść potrawy z różnych stron świata (lubię jeść w knajpkach np.indyjskich, bo mam pewność, że a)pracownicy mają godziwe zarobki b) nie dostanę rozstroju żołądka (prawie))
Mogę dojechać w 3,5h do domku pociągiem (ha! 7,5zł z Frankfurtu do domu!)
---------------------
Newsy

dziś w sklepie stwierdziłam, ze mam okropnie brzydką fryzurę (wyokrągla moją i tak okrągłą twarz). Przyszłam do domu, wzięłam taty maszynkę do włosów i... najpierw bezpiecznie na 1,5cm, a potem nie widząc zadowalających efektów ruszyłam na 7mm, a potem na 3mm :-) Mama pomogła mi w goleniu włosów za uszami. Później dała mi nożyczki do strzępienia i przeżedzania włosów. Pocięłam wystającą górną szopę. Myślę, że osiągnęłam szczyt swoich wymagań fryzjerskich. Szczyt doskonały i jestem z siebie dumna. Podobną fryzurę widziałam u aktorki z filmu Na Putu/ Jej Droga.
Za chwilę założę czepek i z pomocą mamy, zrobię jasne pasemka. Pastę nie zbyt rzadką, parę jaśniejszych piórek:)
Maszynka do włosów to świetny pomysł! Nie mogę powiedzieć, żeby krótkie włosy były nudne. Kiedy będę przyjeżdżać do domu, będę zapuszczać włosy z tyłu i przycinać na górze i golić nad uszami:)
Idę zjeść bigos:)
Myślę o paru zmianach mojego wyglądu;-)