poniedziałek, 31 stycznia 2011

przytulnie

Znów gdzieś indziej. Już niesamowicie szczęśliwa. Zmobilizowane siły i ogromne pokłady energii. Pewnie, brakuje mi tylko widoku gór za oknem, ale park choć "chwilowo" wystarczy. Mamy ambicje niesamowitą ambicję na Szwajcarię:)to za chwileczkę:)

"Kiedyś widziałam ten pokój"


czwartek, 27 stycznia 2011

Uciekając z Wrocławia ze szwajcarską muzyką na uszach. Przed człowiekiem buduje się "coś" nowego, przestrzennego, niesamowicie nieznanego a zarazem fascynującego.
P.S
Nawet zegarek już noszę! O!

środa, 19 stycznia 2011

Mylisz pojęcia a w głowie stan chaosu, własnie takiego jak cząsteczki w dymku sandałowego kadzidełka. Myślę już teraz zbyt dużo, ale to pozwala mi cokolwiek planować. Mój Bóg by zaśmiał mi w twarz „Dziecko, Twoje planowanie? Zabawne. Planuję, żeby zapomnieć , Mój Boże”. Czasem moje marzenia się spełniają, czasem myśli uciekają w odległy chaos, byle zapomnieć o tym gdzie jestem. Chcę żyć coraz szybciej, wpaść w wir cząsteczek istnień biegnących gdzieś na oślep. Oni myślą tak o wszystkich, te twarze bezpłciowe, bezwyrazowe, zatopione nad naiwną lekturką, zasłuchane w jakże wysokiej klasy muzykę. Dobra, nie interesuje mnie to, chcę poczuć świeżość i wielkie poruszenie, ale dalej się ruszać. Taki metaforyczny bieg do ostatniego metra. Kochanie, jakie to było szczęśliwe. Idziesz albo biegniesz. Chce poczuć wiosnę i też wiosenną depresję. Zeszłej wiosny nic nie odczułam, żadnych poważnych przygnębień, lato, jesień uszła jak powietrze. Tej zimy, już myślę o wiośnie, chcę poczuć świeży zapach deszczu na chodnikach, uśmiechnąć się do bezwyrazowych twarzy, wykrzyczeć swoje i nie tylko szczęście! Chcę zmienić swoje otoczenie, być wariatem, szaleńcem, kamikadze, by codziennie coś odkrywać i co najważniejsze dzielić to wszystko i dzielić i rozdawać i zasypywać. Znów musze na nowo się tego uczyć. Uczyć się relacji z człowiekiem, uśmiechu szczerego, szaleńczego biegu, czystych myśli niczym nie oplutych. Teraz, choć przez krótką chwilę pobawić się w walkę o własne chore ambicję, później jeszcze troszkę, by włożyć cokolwiek do gara. Pieniądze szczęścia nie dają? O tak, ale przecież jakże wygodniej mieć kasę, co zrobić z potrzebami, niezrealizowanymi ambicjami, które trzeba dokończyć? Do takich rzeczy trzeba mieć tą cholerną kasę, ot chociaż gdzie mieć kąt do chrapania. Chcę poczuć tej wiosny lekką depresję, bliską rękę, trzepot powiek i poruszające się najdroższe kąciki ust. Nie wolno się uwieszać na kimkolwiek (chcesz być pasożytem? Nie dziękuję! Nigdy!!!). Kochanie, musimy rozwijać te najwspanialsze pokłady naszej człowieczej wariacji, nie jesteśmy tylko człowiekiem, ale aż człowiekiem. Człowiek tylko człowieka? Człowiek chyba tylko dla ludzi! Wspaniałe, prawda? Ja tego nie wymyśliłam!
Myślowe zaszłości przyjąć znów jeszcze, przegadać, wykrzyczeć i wystrzelić na zawsze. Tęsknię za pewnością i silnym własnym głosem. Jeśli nie mój to czyjś, moje nieporadne działania, zastraszonego szczura musze zastąpić nowowyuczonym głosem. Nie chcę tego wyuczonego lustrzanego uśmieszku, trzeba go wydobyć z wnętrza własnych pokładów, odmętów dziecięcej duszy. Szukam wciąż inspiracji, szukam swojego głosu tego mocnego, pewnego, upartego, tęskniącego. Częściowo odnalazłam już ale szukam dalej, mam jakiś pomysł na ten głos, spróbuję go znów odnaleźć. Nie będzie łatwo, ale kto lubi łatwe rozwiązania, tylko plastusie.
Jeśli Najdroższy Przyjacielu dobrnęłeś do końca tego najgłębszego blogowego wynurzenia, wrzeszczę na Ciebie, jeśli znajdziesz moją myśl błądzącą w ciepłych domowych, ustatkowanych rejonach raju, bezcelowej egzystencji. Zatrząśnij mną najmocniej jak potrafisz.
Chcę być kamikadze, przegadaną istotą, szaleńcem. Takie wypełzły ze mnie pragnienia.
To na poczet moich włochatych zaszłych myśli, które wracają każdego dnia. NIE!

wtorek, 4 stycznia 2011

ukraińskie dusze

Malinowa herbatka, ciepły dotyk, słowo i śnieg za oknem. Nie mogłam nigdy wyobrazić sobie lepszej kuracji po sylwestrowej. Wielu mówi jakie pierwsze dni nowego roku, taki cały. No, cóż godzina 0:00 spotkała nas w drodze na lwowski Plac Swobody, gdzieś w okolicach Ossolineum. Jeszcze parę minut wcześniej widziałam panią na przystanku sapiącą: "o Jezu,Jezu", zastanawiałam się o co chodzi? No tak, busik nie przyjeżdżał, pani spieszyło się świętować na Placu, nawet padł żart, że taxi o 23:59 przejechało na czerwonym na krzyżówce. Pierwszy raz poza granicami, poza czasem i z możliwością świętowania podwójnego Sylwestra z tak pięknymi Osobami. Raz ukraiński z Białorusinami, a potem polski. Jeśli ktokolwiek zastanawia się gdzie spędzić udanego Sylwestra, polecam Lwów: tanio, ładnie, kulturalnie, międzynarodowo i spontanicznie, jak na słowiańską duszę przystało! Pierwszy raz poczułam tak spontaniczą radość sylwestrową, były tańce, ściski, uściski, życzenia. Noc mieszała się z dniem, poranek z popołudniem, panował piękny chaos.
Polscy mieszkańcy Lwowa to prawdziwi żołnierze polskiej historii na Kresach. Zawsze ilekroć wspomniałam o moich prawdziadkach spod Zaleszczyk, zawsze żywo reagowali i obsypywali pytaniami. Dlatego też należy przyjechać tam kolejny raz, by pochylić się nad grobami przodków daleko koło w zakolu Dniestru.
Tu zaczyna się wschód: Biedronka, "mrówki" (kobiety z papierosami i alkoholem), totalnie zniszczone drogi, niebiesko- żółte busiki, babuszki w kolorowych chustach, jako przepiórcze z koniakiem, choinki noworoczne, zbyt kolorowe, przejastrawione show w tv ( i nie tylko).
Co i gdzie?
muzeum archeologiczne, Cmentarz Łyczakowski i Orląt Lwowskich, balet Czajkowskiego "Dziadek do orzechów" w Operze Lwowskiej, impreza do 7:00 w klubie Metro.

P.S
Teraz chorujemy, tym razem w Rzeszowie! Jak zwykle po wspólnym wyjeździe i przyjeździe:)