wtorek, 20 kwietnia 2010

Demawend, Kabek czy Elbrus? Oto jest pytanie

Islandzki wulkan paraliżuje europejskie lotniska, jak ostatnio napisała jedna osoba, ja wybieram inne środki lokomocji. Jak dobrze, że Europa nie jest oblana ze wszystkich strona oceanami. Przynajmniej zawsze można sie z niej wydostać lądem:)
Mój mózg paraliżuje marzenie o Azji. Dokładnie kraje: Iran i Gruzja.
Jestem możliwość zamieszkania tam 1-2,5 miesiąca. Rekrutację z Aesic prezeszłam pozytywnie w maju czeka mnie egzamin na poziomie FCE z angola (!!! brr fuu brr). Jeśli mogłabym pojechać, doczołgałabym się do tych krajów.
Nareszcie mogłabym połączyć zwiedzanie kraju z konkretną misją. Podróżowanie dla samego poznawania zabytków, nawet kultury dla mnie nie jest jeszcze pełna eksploracją kraju. Jeśli chce się poznać ludzi, trzeba z nimi pracować coś tworzyć. Tym bardziej gdyby było to irańskie przedszkole czy gruziński dom kultury albo akcja Habitat for Humanity!
Oczywiście oprócz pracy, instynkt wariata ciągnie mnie w góry. To nie byle jakie! Wczoraj przy kolacji, oglądałam atlas geograficzny. Moje zainteresowanie wzbudziły dwa punkty: góra Demawand 5602mnpm- 100km od Teheranu i Kaukaz w Gruzji (w tym Elbrus: 5642mnpm) O pierwszej górze znalazłam informacje: łatwa technicznie, trudna fizycznie ze względu na wysokość (w relacji Polskiego Klubu Alpejskiego członka wyprawy musieli znosić na... kijkach).
Na pewno wysokość daje w kość organizmowi. Sunąc w kierunku marokańskiego szczytu Toubkal (4162mnpm) widziałam gwiazdki pod nogami, ucisk w okolicach uszu, oddech parowozu (dwa szybkie kroki- postój lub równomierny oddech i tempo żółwia). Podsumowując myślałam, że będzie gorzej. Nic mnie nie zaskoczyło, poza tym że na szlaku miałam międzynarodowych opiekunów (wszyscy myśleli że mam 15 lat, wspominali jedna dziewczynę z Polski, która kiedyś wbiegła na szczyt) a później jak wszystcy zeszli, cały szczyt miałam tylko dla siebie!
Bardzo ciepło, również ze względu na temperaturę, wspominam podejście do schroniska, na szczyt, hiszpańskie wino z biedronkowymi piernikami, argentyńskiego górołaza, ludzi ze szczytu w Imchlil. Kiedy jest mi naprawdę źle zamykam oczy i... już się uśmiecham!
Tak pomyślałam, że chyba nie ma nic bardziej nudnego jak wchodzenie na szczyt samemu! Z łezką w oku wspominam białodunajckie akcje górskie w Tatrach. Już wyobrażam sobie ha! polsko-irańską ekipę na Demawandzie lub gruzińsko-polską na Kazbeku:D


Inszallah!

Brak komentarzy: