środa, 30 marca 2011

Złamany rower

Od kiedy zamieszkałam tutaj, wszystko nabiera odpowiedniego dla mnie tempa. Przemieszczam się z szybkością światła między dwoma lub nawet trzema miasta: Berlinem, Wrocławiem i Zieloną Górą, poznaję przy tym niesamowicie ciekawych ludzi. Osoby, które również musiały wybrać, obdarowują mnie swoją mądrością, praktycznymi radami typu: co, jak, gdzie w B. To jak randka w ciemno, nigdy nie wiem z kim będę wracać, bo prawie co tydzień załatwiam sobie transport na drogę powrotną. Wiem, jedno: zawsze czekam na oświetlone żurawie Zuebling`a na Ringu, bo wtedy wiem, że jestem prawie na miejscu, że zaraz już zaraz zobaczę najpiękniejszy uśmiech świata.
Wiele spraw oczywiście się komplikuje, ale niektóre zaskakująco łatwo się klarują. Niektórzy zaskakująco, wręcz nieprawdopodobnie umożliwiają dalsze działanie.

Z niektórych rzeczy materialnych rezygnuję, z niektórych zrezygnować nie mogę choć bardzo się staram. Kawa to ostatnio jedna z moich zgryzot. Praca to druga, jednak dość przyjemna sprawa. Na myśl wstawania o 5 rano robi mi się niedobrze, dlatego też cieszę się z całego serca, że pracę tą porzucam na rzecz długo wyczekiwanych praktyk. Nataszka i Lidia płaczą na samą myśl o moim odejściu, choć ta pierwsza pewnie również dlatego, że dozna "syndromu mleczarza". Taka nazwa na uczucie zbrodniczo wczesnego wstawania. Szkoda mi jedynie Lidii, bo kobieta to dobra, spokojna i miła. Od Szanownego Pana nauczyłam się, że z wszystkiego należy czerpać przyjemność, a że moja zasada jest kompatybilna z Jego, iż uczyć się powinno cały czas, przyjemne z pożytecznym w pracy łączyłam (więcej info w rozmowie osobistej). Nawet powiedzieć mogę, że pracowałam z zagranicznym zespołem i piłam z Rosjanami (jak to brzmi! :).
Ostatnio złapałam się na tym, że zaczynam planować. Planowanie wychodzi już na podstawowym poziomie typu: kupno spirytusu kosmetycznego. Tak, no niestety wiem wielkie napchane inwestycje trzeba załatwiać wcześniej, jednak nie podejrzewałam, że tak bardzo planowanie pożre moje myśli. Może dlatego łapię się wszystkich możliwości i szaleńczo planuję, że czuję się pewnie, mam wsparcie i chyba zaczynam nabierać pewność, którą wcześniej straciłam.
Każdy wolny weekend jest jak Wielkie Święto. Kolejny na Wielkanoc. Ten był wyjątkowy, a występ Adele dodatkowo go upiększył. Ta kobieta, to potężny głos, nieporównywalny do marnych mp3, niesamowity na żywo, wywrotowe teksty kobiety walczącej z facetami.
Tylko rower nie wytrzymał prób wytrzymałościowych... :(


2 komentarze:

black moth pisze...

Kasiu, jeśli to Cię jakoś pocieszy, to osobiście dwa razy złamałam ramę w rowerze. Dobry spawacz to jednak złoto, choć nie warto inwestować w złom. I może warto pomyśleć o nowym bike'u? Pozdro z Hackney.

Unknown pisze...

Dzięki za krzepiące słowa:) W złom już zainwestowaliśmy- niestety, więc jutro spróbuję zadzwonić do złotego spawacza;] Czekam na fotki Twojego pokoju, bo nie mogę wyobrazić sobie jak mieszkasz "na półce". Pozdro z PWrowskiego Wrocławia:)))