środa, 2 maja 2012

100% bio

Wszystko zaczęło się od pomysłu na specyficzny rodzaj kuchni, która łączy chemię z chemią naturalną. Sznurek po sznureczku i doszło się do kuchni całkowicie naturalnej. Czyli jemy "wszystko co spotkamy na łąkowej ścieżce", czyli rośliny, "chwasty", kwiatuszki. Odkrywanie nowych smaków z roślin, które każdy rozpozna na łące. Krok dalej to te rośliny, które już nie każdy wyjadacz będzie mieć odwagę schrupać. Po dłuższym weekendzie, zamiast jechać na północ (tam zimno) lub na południe (tam drogo), pojechaliśmy na wschód pod namiot. Jedliśmy dużo, oddychając 100% leśnym powietrzem. Odpoczynek przy grillu lub na ambonie myśliwskiej albo też podglądając wspaniałe pazie królowej latające w konarach świerków. Podglądanie zielonek gąsieniczki, która pięła się po pajęczej nici do góry. Wiele pięknych motyli, żuczków i innych mniej przyjemnych pasożytów (!!!) spotkanych w tych dniach.
Nowe smaki:

*sałatka z czosnka niedźwiedziego, papryki, sól, pieprz;

*smażona pokrzywa z czosnkiem niedźwiedzim na maśle;

Teraz mamy ochotę na:

*syrop z mlecza;

*piwo/sok z korzenia łopianu (rzepa) i korzeniu babki lancetowatej (dandelion and burdock marki TESCO:)

*liście babki lancetowatej w cieście
Najbliższy weekend spędzimy znów na łące tylko tutaj musimy popedałować trochę dalej.

3 komentarze:

Floydianka pisze...

To Wy teraz jesteście jak krowy na wypasie! :D Wpadajcie na moje zadupie, roślin tutaj wiele! :)

itineris pisze...

Dzięki ;> Uważaj, może to właśnie kleszcze zjadły Ci rower? :D

Grażynka pisze...

a ja chce jakieś zdjęcia tych dań!!!!

racja Alina- krówki z nich :P