środa, 10 września 2008

Znów jestem na nizinach

Ten alternatywny srodek lokomocji porwal nie tylko mnie. Mogly o tym sie przekonac niektóre osoby, z którymi wychodzilam w Tatry Polskie.
Wróćmy od początku;
Z Wroclawia wyjechalam z pewną dzielną osóbką. Podróż do Krakowa zajęla nam okolo 2:15. Na tego stopa czekalymy 18 minut :) Po wyskoczeniu z auto (marki mercedes metalik) w Krakowie Poludniowym, nasze pierwsze pytanie skierowane do napotkanego rowerzysty brzmialo: "Przepraszam, mam pytanie, gdzie jestesmy? ". Po 16 minutach podjechalysmy z owego miejsca do Borku, tam nasze plecaki pojechaly autem taty naszej hostki Kasi :) my pojechalysmy tramwajem nr 8 w kierunku kazimierza. Jednak wysiadlysmy w Lagiewnikach (taki maly spontan) trafilysmy na msze sw. (byla sobota) po krotkim odpoczynku pojechalysmy na Kazimierz, by spotkac sie z nasza super-mega- eksra przewodniczką krakowską, kolezanką Agnieszką. (Agus wielkie dzięki za spedzony czas, za cierpliwosc, za wspaniale przewodnictwo, opowiesci, ciekawostki, legendy!!! Buziaki!) Ok. 21:30 pojechalysmy na nocleg. Zostalysmy w niesamowicie rodzinny sposob ugoszczone! Wielki dzięki mamie, tacie i babci Kasi, wielkie dzięki! Po noclegu wsrod lalek i misiaków ;) sniadanku, tata Kasi zawiozl nas za Kraków. Tam po 1 minucie lapania pojechalysmy przed Nowy Targ, a potem (z panami pilkarzami z Legii?!) do Bialego Dunajca!
Zrobilysmy sobie zdjecia przed mostem w B.D powital nas rodowity Góral :) napadly nas rodowite góralskie pieski ;) ale potem rodowita Góralka poprowadzila nas bezpiecznie do chaty:) Szybkie rozpakowanie się i ruszylysmy tego samego dnia 15:00 do Zakopanego do Doliny Bialego Potoku i Sarnia Skale i Strążystkiej. Autobusem PKS pojechalysmy już do Bialego.
Kolejnego dnia przyjechala reszta ukochanej ekipy. Ja z Aliną i Patrykiem zaczęlismy dzialać. Pojechalismy w trójkę stopem do Zakopca. Zalatwilam sporo potrzebnych spraw. Wieczorem (w nocy) ustroilismy chate). Kolejnego dnia ekipa turystycznych (i nie tylko) wyruszyla na przelecz Krzyżne. W tym momencie moja kondycja powaznie zaszwankowala, a ogolne samopoczucie bylo na najnizszym z mozliwych poziomie. Ogolnie trasa byla dluga, ale piekna. Do samej przeleczy mozna bylo zasmakowac elemetow wspinaczki (czegos konkretnego). Zejscie Dolina Roztoki znow negatywnie wplynelo na moj stan kolan. Skasowalam sobie prawe kolanko :)
Rano. Dzień wstaje. Przybywają uczestnicy obozu! Tego dnia dzialalam na najwyzszych obrotach: spotkanie turystycznych, ulozenie z QQ zasad wyjsc w góry, trasy na kolenjny dzień, male przemnówienie, stop do Zakopca. Mimo wielu spraw do zalatwienia w krotkim czasie, dalam radę. Z pomocą Szefa wszystko się udalo :)
Pielgrzymka na Wiktorówki
Ulożone/ narzucone trasy okazaly się udane. Na szczęscie! Moja pierwsza ekipa spisala się swietnie na trasie: Ola, Maciek, Kuba, Michal, Piotr i Pawel. pokonaslimy: Gęsia Szyja (inwazja latających mrówek)- Dolina Pańszczyzca- Toporowa Cyhrla.
Kolejny dziń byl baaardzo wietrzny. Nie będę ukrywać, że bardzo przestraszylams sie tak silnego wiatru. Dopiero za trzecim razem udalo nam sie ruszyć z przeleczy- trzymajac sie za ręce. Bylo hardcorowo! Razem z :Agnieszką, Basią, Bartkiem, Tomkiem i Radkiem przeszliy glowna grań Tatr Zachdnich (częsc) Przelecz Kondratowa - Kasprowy Wierch. Widzielismy 3 kozicie, ludzi wysypujących sie z kolejki na Kasprowym (pani w domowych klapkach, facet z dzieckiem na ręku) Na szczycie spotkalismy DA Antoni. Za drogę powrotną obralimy szlak zielony (?) z Kasprowego do Hali Gąsienicowej, Doliną Jaworzynki (żólty). Stopem wrocilismy do Bialego :)
Silny wiatr naprawde zwial ze mnie sily, bylam zmeczone, choć trasa nie byla dluga.
Wieczorem (dziwiac sie sama sobie!) oglosilam hardocowo dluga trase: 13,5 h ;) Palenica, Dolina Roztoki, Piatka, Szpiglas, Moko, Swistowka, Piatka, Dolina Roztoki, Palenica.
W busie moja ekipa powitala wschod slonca ok. 5:45 : Kuba, Lukasz, Piotr i Pawel. Przeszlismy do schroniska w Pieciu stawach Polskich. Przy podejsciu na szpigasową przelecz znow spotkalismy 2-3 kozice :) Poźniej byly lańcuchy, ogromne zadowolenie z wejscia na szczyt 2-tysięczny, podziwianie wspanialych widokow, o 12:00 psalm 139 na Szpiglasie, pamiątkowe zdjęcia.
Na krzyzowce szlakow Wrota Chalubińskiego spotkalismy turystycznego z DA Dominik ... :D ktory wprowadzil mnie w male zaklopotanie pewnymi informacjami (msza o 18??!) , chcial zmienic nasza trasę. Jednak ;) stanowczo powiedzialam: nie. My idziemy swoja drogą. A msza byla rzeczywiscie o 19:00! ;) W Moku degustowalimy się pieknymi widokami na Mnicha, Kazalnicę i ciszą (sic!). Przeszlimy żmudną Swistówkę. Standardowe pytanie kierowane do każdego czlowieka napotkanego na trasie: "Daleko jeszcze?" on, "A dokąd?", my: "Do domu :) ". Spotkalimy pana, który robil nam zdjecie ok. 9 w schronisku na Pieciu Stawach Polskich. Piękny widok przebijającego się slonca przez klebiaste chmury. Ludzie w schronisku rozkladajacy sie ze spiworami pod Toaletami?! (brr, fuj) Na asfalcie wyprzedzalismy pana z kijkami i wszystkich innych turystów :) Dotarlismy do parkingu. Wsiedlismy do busa, ktory zawiozl nas do Poronina. Tam zlapalismy 2 stopy bezposrednio do Bialego. Baardzo zmeczeni ale zaardzo zadowoleni!
Kolejny dzień to spory rest - niedziela.
Zlapal mnie katar, a pod wieczor mialam lekka temperature. Na szczescie wszytko dobrze sie skonczylo. Troche pomoglam mistrzom kuchni w przygotowaniu obiadu. Na placu przed chatka kolejne druzyny uczestniczyly w biegu otrzesinowym.
Jaskinie.
Godz. 5:00 do pokoju wpada QQ "deszcz pada", mysle sobie "czlowieku, jest 5 godzina! do wyjscia w jaskinie jeszcze 2 pelne godziny!" Prognozy pogody z różnych źrodel sprawdzily sie. ok. 8 zlapalam z Mariuszem stopa prostu do Doliny Koscieliskiej :) QQ z Pawlem na 2 razy dojechali parenascie misnut poźniej. Zwiedzilismy jaskienie Mroźną, Raptawicką. Z reszta ekipy spotkalismy sie przed Mylną. Eksploracja jaskini, sniadanie przy swieczce, psalm 139 :), przeciskanie sie niskich, ciasnych tunelach (jak dobrze byc niską osóbką!) Przed otorem jaskini; zdjecie zdobywców z parasolkami :P schronisko Ornak. Nadszedl czas powrotu... meska czesc ekipy poszla do Wąwozu Kraków, ja zostalam przy strumieniu. Pogoda byla naprawde dekadencka, smutna, deszczowa. Ostatni dzien w Tatrach, w tym roku. Chcialo mi sie ryczeć. Doslownie! Tak, znow wleklam sie na koncu, byle tylko przedluzyc wycieczke. W Zakopcu pozalatwiam jeszcze kilka spraw i pojechalam autobusem do Bialego.
Masza chatkowa z rana, pożegnanie sie z uczestnikami, chwile jeszcze pochodzilam z ekipa Aliny i QQ po cmentarzu. Wpadlam na kawe i 2 slodkie ciasta do Podworka. Trzeba sie zbierac- pomyslalam. Na 15 minut poszlam na polane, z ktorej jest cudowny widok na Tatry. "niestety trzeba wracac na niziny".

parę slow:
dziekuje wszystkim uczestnikom za to, że wytrzymali ze mną, pomimo mojego strasznego charakteru.
Ekipie przygotowywujacej, zwlaszcza dzielnym turystycznym.
szczegolne podziekowania dla osob uczestniczacyh w moich wycieczkach, byliście naprawdę wspaniali! Za te wszystkie śmieszne sytuacje, autostopy, wspolne przygotowywanie kanapek :) i moglabym jeszcze tak wyliczac i wyliczać.
Wspólorganizowanie tego obozu bylo dla mnie ogromna radością, pokonywaniem trudności, które zawsze można rozwiazać.
Strasznie sie żaluje, że nie moglam zostac dlużej i zrobić m.in wycieczkę na piekną Slowację. Radek zapewne zoorganizowal to wyśmienicie.
Zapraszam do DA, bo będzie się dzialo. Czas zacząć dzialać!

Brak komentarzy: