wtorek, 8 lutego 2011

ze słonecznika

Od kiedy mieszkam w Berlinie to od tego czasu dramatycznie zmienilam patrzenie na podstawowe cywilizacyjne dobra. Pierwszym jest jedzenie. Dopiero po paru wyprawach autostopowych, gdy glód zagladal w oczy, a ślinka ciekla na mysl o babcinych pierogach, przekonalam sie jak ważne i niestety drogie jest jedzenie. Ważny by żyć, a czlowiek zjada go sporo:) a traci przez to pieniądze. Widok chleba na chodniku, budzi we mnie ogromny smutek i przekleństwa cisną się do ust. Ale tu nie o wynurzeniach wewnętrznych, ale o czymś co chciałam spróbować, a nigdy nie miałam odwagi. O FREEGAŃSTWIE:) czyli łatwiej ujmując grzebaniu w śmietniku z warzywami etc. Tak, właśnie tutaj spróbowałam. Przyniosi to tonę śmiechu, dreszczyk emocji! Jak przyjemnie gotuje się później ciasta, zapieka, miksuje warzywa i owoce. Wybieramy nasz najbliższy sklep 24h Edeka. Przykładowo cykoria, sałata, różne rodzaje sałaty, pomidorki koktajlowe, a nawet mięta, pietruszka są pakowane w szczelne woreczki. Z wczorajszych łowów: 2 ananasy, 2 paczki pysznych truskawek, ok. 10 bananów, 10 mandarynek, pomarańcza, dwa kiście winogron, kalafior, szczypior, cebulki (w tym jedna czerwona), sałaty (szatkowane różne rodzaje i karbowane), marchewki, worek cytryn, papryki (ostatnio były 2 paczki pieczarków). Oczywiście za każdym razem stajemy się wybredniejsi :) Warzyw i owoców są 3 kontenery (BIO). Można by nakarmić 3 rodziny!
Druga zmiana: Pan Orion `76 przyjechał w niedzielę. Jeździ, chociaż ma uszkodzone torpedo. Dziś muszę pomyśleć o jego naprawie. Poza tym również wczoraj R. kupił szwabską rowerkową :) Przy pierwszej próbie musiała udźwignąć aż 120kg polskiego mięsa. Dała radę. Zamieniamy więc transport publiczny na rowery. W ramach "dzielnicowego szpanu: pod Edekę pojechaliśmy "nowymi" rowerami.
Ogólnie jest tak dziwnie i wspaniale, że nie mogę uwierzyć że jestem tu. Tylko Wieża nam przypomina, gdzie jesteśmy.
Ujawnia się też smutek, bo szukam drugiej pracy;) Będę typowa i dziś pójdę do biura pośrednictwa w dzielnicy. Nie chce mi się już czekać.
Uff i praktyki zaczynam od kwietnia (tak chyba) o ile formalności politechniczne mnie i przyszłego szefa nie przygniotą. W odróżneniu od poprzedniej "atmosfery" firmy, ta od razu po przejściu przez próg sprawiła wrażenia typowo luźnej, koleżeńskiej atmosfery, lekkiego nieładu i mocnej współpracy. A szef jest zakochany w polskich pociągach, jedzeniu i "rozrywkowości"!

Takie śmietnikowe potrawy (niektóre 80%)




Brak komentarzy: